,,Jeżeli
coś kochasz, daj mu wolność. Jeżeli wróci do Ciebie, jest
Twoje. Jeżeli nie wróci, oznacza to, że nigdy od początku
Twoje nie było.'' - Salomon
Mała
Saeva wstała jeszcze przed świtem, kiedy jej niańka smacznie
chrapała, a ojciec zabawiał się z dzikimi kobietami, jak niegdyś
z jej matką. Na palcach przeszła obok łóżka Rae, a
później, wymknąwszy się z pokoju, ruszyła biegiem do
kuchni. Człowiecze służki już przygotowywały dla niej pierwszy
posiłek - krwisty stek oraz pół kielicha słodkiego wina,
który zdążyła u nich wybłagać całe wieki temu.
Przekręciła gałkę i jak burza wpadła do środka. Nad
pozdzieranymi kolanami zafalowała biała koronka koszuli nocnej, a
bujna złocista czupryna przysłoniła Saevie widok. Uśmiechała się
trochę za szeroko - nawet jak na nią.
-
Martho, czy wiesz jaki dzisiaj mamy dzień?
-
Wtorek, oczywiście.
-
Ach, ale to nie oto mi chodziło! Wy, ludzie, jesteście jacyś
dziwni... - przekręciła głowę na bok, przypatrując się
służącej. - Nie ważne! Chodzi o to, Martho, że przyszłam na
świat dokładnie dwadzieścia lat temu! Zaraz, jak wy to
nazywacie... A! To moje urodziny! Jeszcze osiemdziesiąt lat i będę
dorosła!
Saeva
wyglądała jak ludzka pięciolatka. Twarz miała pucołowatą,
policzki zawsze rumiane, a oczy roziskrzone. Jej nóżki i
rączki były chude. I strasznie długie. Może nawet trochę
patykowate. Przypominała pajączka. Nie należała do tych uroczych
dzieci, na widok których aż serce ściska - nie, ona po
prostu wyglądała dziwacznie. Może i nieco komicznie. W
przeciwieństwie do siostry była nieproporcjonalna. Tę wadę
nadrabiała jednak inteligencją. Umysł miała bystrzejszy niż inni
w jej wieku, a to bardzo dobrze o niej świadczyło. Magnusa Fratera
powinna rozpierać duma.
-
Gdybyś była taka, jak my, już byłabyś dorosła.
-
Naprawdę?
-
Mhm - przytaknęła.
Przeleciała
wzrokiem po służących, zastanawiając się ile mają lat i czy są
już dorosłe. Buzię miała rozchyloną, jakby jej umysł nie mógł
tego wszystkiego pojąć. Rozszerzone ze zdumienia oczy zatrzymały
się na dopiero na małym stoliku. Martha zdążyła już na nim
postawić talerz ze stekiem. I kielich wina. Wypełniony słodkim
nektarem aż po same brzegi. Saeva zwilżyła usta koniuszkiem języka
i migiem dopadła do krzesła, omal go nie przewracając.
Spałaszowała śniadanie w minutę, a w kolejną opróżniła
kielich aż do ostatniej kropli. Przełykając jeszcze wino,
spojrzała na Marthę z promiennym uśmiechem.
-
Dziękuję. Nie powiem tacie o tym, że w nocy odwiedzasz wuja.
Służąca
spojrzała na dziewczynkę z niemałym zdziwieniem, jednak nim
zdążyła się odezwać, tej już nie było, a drzwi się
zatrzaskiwały. Westchnęła.
Niańka
Saevy obudziła się szybciej niż ta przypuszczała. Złapała ją
już przy wyjściu z Wielkiego Domu i mocno zaciskając chude palce
na jej ramieniu, zaczęła ciągnąć dziewczynkę z powrotem do
pokoju. Ta jednak nie miała zamiaru się poddać. Krzyczała, gryzła
i drapała, lecz na starszą kobietę nic nie działało. Przez głowę
małej Soror przeszło, że być może istnieją osoby, które
z biegiem czasu uodporniły się na ból. Też chciałaby taka
być.
-
Dziecko, uspokój się wreszcie bo wytarmoszę cię za te
wstrętne uszyska!
Ta
groźba skutecznie powstrzymała Saevę przed dalszymi próbami
uwolnienia się z niebezpiecznego uścisku. Razem, już w
spokojniejszej atmosferze, weszły do sypialni dziewczynek. Niańka
zamknęła za nimi drzwi i popchnęła małą do przodu.
-
Trzeba cię ubrać. Nie myślałaś chyba, że pójdziesz sobie
pohasać w takim ubraniu?
-
Właśnie, że myślałam! - odparła, unosząc buńczucznie
podbródek.
Starsza
kobieta pokiwała głową z niemrawym uśmiechem.
-
Jesteś dokładnie taka sama, jak Magnus Frater, gdy był w twoim
wieku, moja droga. Wiem to bo sama się nim opiekowałam.
To
Saevę zadziwiło. Nie wiedziała, że jej niańka również
była Dzika. Myślała, że ojciec wykupił jakąś człowieczą
niewolnicę, aby opiekowała się jego córkami. We wszystkich
trzech królestwach bardzo rzadko spotykało się Dzikich,
którzy przekroczyli dwusetkę, a ona wyglądała na co
najmniej dwieście pięćdziesiąt lat. Młoda Soror nagle zapragnęła
dotknąć czoła swojej niańki i spojrzeć jej w oczy tak głęboko,
aż dojrzy prawdziwą naturę kobiety, a potem sięgnie po nią tak,
że będzie mogła wywlec ją na wierzch. Chciała wymusić na niej
przemianę tak, jak to robi prawdziwy alfa. Przecież staruszka nie
mogła być znowuż za specjalnie dominująca - wtedy stałaby w
hierarchii wyżej i nie musiałaby opiekować się małymi dzikusami.
Saeva przeoczyła u swojej niańki jedną jedyną rzecz, która
pozwala odróżnić człowieka od dzikiego - tęczówki
tak złote, że aż nie można oderwać od nich wzroku. Ale, z
drugiej strony, Martha również była złotooka, a przecież
była zwykłą człowieczą niewolnicą! Tak powiedział jej ojciec,
a on by nie skłamał w takiej sprawie.
-
Jak cię nazywają?
-
Sol Perfusa*.
-
Mmm... - mruknęła Saeva. - Ładnie.
Starsza
kobieta wybrała dla dziewczynki koronkową sukienkę wpadającą w
kolor chmur burzowych, która była jeszcze krótsza od
koszuli nocnej - pokazywała spory kawałek chudych ud Saevy - ale i
tak za długa, aby uchodzić za ubranie Dzikiej.
-
Mogę już iść?
-
Tak, oczywiście. Tylko nie kręć się koło dziedzińca - nie
powinnaś oglądać takich rzeczy.
Saeva
kiwnęła powoli głową, jednak w jej małej główce już
rodził się plan doskonały. Pójdzie, rzecz jasna, na
dziedziniec, lecz skoro niańka ją ostrzegła, towarzysze Magnusa
Fratera na pewno już obstawiali plac i z całą pewnością zauważą
małą Soror. Musiała ich jakoś ominąć, tylko jak...?
Przechodząc
przez korytarz ciągnący się w nieskończoność, wyjrzała za
niezbyt czyste okno; dziedziniec był pusty, jeśli nie liczyć
wielkiej klatki na niedźwiedzie, w której siedział skulony
chłopiec o włosach ciemnych jak nocne niebo, i dzikich strażników,
obstawiających wejście główne i boczne. Poczuła, że musi
coś z tym zrobić. Krucze pióra pasują do złotego,
pomyślała, patrząc na chłopczyka. Była pewna, że jest
człowiekiem - z Dzikimi rozprawiliby się w inny sposób.
Przełknęła ślinę, doznawszy nagłego olśnienia. Już wiedziała,
w jaki sposób się tam dostanie i wiedziała, co zrobi z
chłopcem.
Przez
chwilę uważnie nasłuchiwała, czy nikt się nie zbliża, a potem
otworzyła szeroko okno i wdrapała się na zewnętrzny parapet. Nie
miała lęku wysokości - strach przed czymś takim był dla niej
obcy - ale, gdy zauważyła jak daleko jej do ziemi, wzdrygnęła
się. Na moment ją sparaliżowało. A później spojrzała na
skulonego chłopca i przypomniała sobie, co musi zrobić. Przylgnęła
plecami do ściany i zaczęła się przesuwać w prawą stronę,
badając powierzchnię parapetu stopami i stawiając małe kroki. W
pewnej chwili blacha nie wytrzymała jej ciężaru i Saeva runęła w
dół. Próbowała uczepić się czegoś, przez co
pozdzierała sobie skórę na opuszkach, jednak w końcu się
jej udało. Złapała się mocno parapetu, stopy oparła na
wystającym ze ściany metalowym pręcie i zerknęła w dół.
Uratowała się w ostatniej chwili, bowiem zatrzymała się na
najniższym piętrze. Od marmurowych płyt dziedzińca dzielił ją
zaledwie metr. Wzięła głęboki wdech i skoczyła. Wylądowała na
palcach, opierając się dłońmi o ziemię.
Nie
zauważył jej żaden strażnik.
A
przynajmniej żaden nie dał po sobie tego poznać.
Ruszyła
biegiem w stronę klatki, mając na uwadze to, aby zachowywać się
jak najciszej. Kiedy do niej dopadła, chłopiec nawet na nią nie
spojrzał. Zajęła się otwarciem zamka, który, jak się
okazało, wcale nie był taki skomplikowany. Wystarczyło odgiąć
ramiona wsuwki, wsadzić jedno do zamka i poruszać w dół i w
górę, naciskając na piny. Kiedy weszła do środka, chłopak
odsunął się od niej.
-
Jak się nazywasz? - szepnęła.
Chłopiec
spojrzał na nią niemrawo, a ona ze zdumieniem spostrzegła, że
jego oczy mają barwę bardzo jasnego błękitu - nigdy nie widziała
takiego koloru - a potem pomyślała ze smutkiem, że zastąpi je
zwykłe złoto.
-
Lyonell.
-
Mogę ci pomóc, Lyonellu, muszę tylko wiedzieć czy się
zgadzasz.
Kiwnął
głową. Stało się dokładnie tak, jak się tego spodziewała.
-
A więc zamknij oczy - poleciła, uśmiechając się łagodnie.
Posłuchał
jej. Powieki małego Lyonella opadły, a wtedy ona zbliżyła się do
niego i delikatnie dotknęła jego policzka, jakby przepraszała za
to, co zamierza zrobić. Przesunęła dłoń na rękę chłopca,
uniosła ją do góry i przecięła zębami skórę,
wgryzając się w mięśnie. Lyonell nawet nie jęknął.
Kiedy
będziesz taki jak ja, oni ci wybaczą, zobaczysz, pomyślała,
patrząc, jak powoli zapadał w sen.
__________________________________________________________________________________
* Sol Perfusa (łać.) - Przesiąknięta Słońcem
Złote oczy dzikich pokazane są na drugim obrazku od góry, podpisanym "werewolves".
Wiem, że nazwa ,,Dzicy" kojarzy się z Grą o Tron, jednak nie mają nic wspólnego z tamtejszym ludem za murem. To wcale nie jest fanfic GoT, podobnie jak moi Dzicy wcale nie są wargami. Nie, to zmiennokształtni wywodzący się z indiańskich plemion, którzy nazwali siebie tak, a nie inaczej, lecz o tym kiedy indziej. Mamy przecież na to czas.
hmmm.. no zapowiada się ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńmusze przyznać, że mnie zaintrygowałaś. :)
z chęcią przeczytam dalsze rozdziały. :)
obserwuję.
pozdrawiam, Healy
ucieczkawmarzenia.blogspot.com
Tak naprawdę to nie wiem co napisać, aby nie wyszła bezwartościowa opinia. :D
OdpowiedzUsuńRozdział? Prolog? Krótki, ale treściwi. Twój pomysł na historię jest niebanalny. Brakuje mi takich motywów. Ciekawi mnie Twój plan na rozwinięcie całej opowieści, a zwłaszcza to, czy zmiennokształtni będą przybierać tylko jedną formę, a może tą na którą będą mieć ochotę? Domyślam się jednak, że wszystko w swoim czasie, więc niecierpliwie czekam na kolejne wieści.
Dodaję do obserwowanych, więc nie musisz informować o nowości.
Pozdrawiam i życzę weny.
J. z 9thsigil.blogspot.com
PS Ogromny plus za MM na playliście :)
UsuńNie pierwszy raz spotykam się z opowiadaniem o wilkołakach, które zresztą za bardzo nie przypadają mi do gustu, ale to wkradło się do mojego serca. Jestem ciekawa przygód bohaterów, a zwłaszcza tego, co się stanie z małym Lyonellem i czy coś go połączy z Saevą. I jak zareagują strażnicy i Magnus? Czekam na pierwszy rozdział.
OdpowiedzUsuńŚciskam,
Sparrow
www.sniezka-musi-umrzec.blogspot.com